piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 11

     Siedziałam oparta o zimną ścianę, czując każdy najmniejszy ruch jaki wykonywał blondyn. Wpatrywałam się w jego sylwetkę chcąc zacząć jakąś rozmowę, ale nawet nie wiem co mogłam powiedzieć.
Otaczająca ciemność wygnała z mojej głowy wszelkie sensowne słowa.
Westchnęłam cicho podkulając obolałe nogi.
Boże Deidara powiedz coś bo zwariuje!
 - Twój brat - spojrzałam na chłopaka z niemym szczęściem - dlaczego chciał cię zabić?
Analizowałam w myślach to zdanie, pomimo faktu, że odpowiedź był aż za nadto oczywista.
,,Dlaczego chciał cię zabić?''
 - Dlatego, że ja chciałam zabić jego i mojego ojca - blondyn zakasłał z dziwną ironią. Czyżby niewielka aluzja w stronę Itachiego?
 - Chciałaś?
W tej chwili wszedł Itachi wpuszczając do środka trochę światła i wybawiając mnie od pokręconej odpowiedzi. Podniosłam głowę spoglądając na niego moimi nadal
niedomagającymi oczami. Był wciąż taki Itachowaty (wyniosły, zimny, opanowany i Bóg wie jaki jeszcze).
 - Yhym - chrząknął - wybaczcie, że wam przeszkadzam, ale na nas już czas.
 - Tak... tak - zamruczał Dedara, podnosząc się i otrzepując z kurzu. Chwycił mnie za przeguby dłoni podciągając do góry, nie oponowałam, gdyż potrzebowałam pomocy, żeby się podnieść.
                Szłam przed siebie utykając i krzywiąc się lekko z bólu, spowodowanego niedawnym atakiem na moja osobę.
Itachi szedł z tyłu wbijając wzrok w moje plecy, od którego dostawałam aż ciarek.
Deidara za to tym razem był milczący, lekko nawet chyba posmutniał, bo wzrok miał nieobecny.
ZOSTAŁAM SAMA!
Okropną atmosferę można było pokroić wielką kataną na równie wielkie kawałki.
Zatrzymałam się na chwile, aby zamienić słówko z Uchihą, bo to w końcu on był głównodowodzącym naszej eskapady.
Zbliżyłam się do niego i uniosłam swoją poturbowaną główkę ku niemu.
 - Gdzie my właściwie idziemy? - Przewrócił oczami i nachylił się nade mną. Poczułam jego niezwykly zapach. Jego długie włosy musnęły mój policzek przyprawiając mnie ponownie o ciarki.
 - Narazie znaleźć jakiś nocleg w najbliższej wiosce. Musisz dojść do siebie.
Wypuściłam z impetem powietrze i zrównałam się z blondynem, który przyglądał się nam ze zniecierpliwieniem.
Mieliśmy dotrzeć na obrzeża Iwagakure, a teraz całkowicie zboczyliśmy z wyznaczonego celu.
               Był lekko zachmurzony poranek przez co powietrze było ciężkie i wilgotne. Wokół panowała przygnębiająca szarość matowiejąc cały krajobraz.
Doszliśmy do rozwidlenia drogi, którą jak się okazało znałam.
Wyglądało na to, że zmierzaliśmy do niepodległej wioski, w której gromadzą się różne wyjęte spod prawa osobistości, przestępcy, zdrajcy wiosek itd.
Okolica była równie przyjemna jak ta w moim domu. Piaskowe domy, sterczały poupychane i przekrzywione koło siebie, opierając się jeden o drugi. Wyglądały jakby miały zaraz runąć.
Powietrze tutaj było suche, każdy wdech powodował nieprzyjemne drapanie w gardle.
Weszliśmy do jednego z nich. W takim miejscu nikt o nic nie pytał, nawet jeśli naprzeciwko stał najbardziej poszukiwany morderca, albo ktoś jeszcze gorszy.
Wzięliśmy dwa pokoje, zdziwiłam się, bo to oznaczało, że Itachi będzie sama na sam z Deidarą.
Miałam tylko nadzieje, że się nie pozabijają.
Weszłam do pokoju rzucając się na niezbyt duże, twarde łóżko. Poczułam zapach stęchlizny i starości. W pomieszczeniu było jasno gdyż okno wychodziło na słoneczą ulicę.
Całe zmęczenie podróżą uderzyło we mnie, czułam każdy bolący mięsień, czy staw.
Potrzebowałam odpoczynku, chociaż chwilę. W tej chwili nie miałam ochoty na jakąkolwiek podróż, więc byłam ogromnie wdzięczna Itachiemu, że się tutaj zatrzymaliśmy, nawet pomimo niezbyt dogodnych warunków.
Przymknęłam oczy mając nadzieje na sen, choćby krótki.
               Poczułam, że ktoś jest w pomieszczeniu, otworzyłam oczy, było już ciemno. Zerknęłam niepewnie na postać stojącą nad moim łóżkiem.
 - Itachi? - Chłopak kiwnął głową. - Co ty tu robisz?
 - Muszę narazie odejść, do tego czasu zostaniesz z Deidarą.
Chciałam coś powiedzieć, ale Uchiha po prostu zniknął, nagle poczułam, że kręci mi się w głowie i zasypiam.
Obudziłam się jak i i dzikim haustem nabrałam powietrza. Zapaliłam lampkę przy łóżku i pobiegłam do pokoju Deidary, jeszcze nie spał, albo już nie spał.
 - Gdzie Itachi?
 - Kazał ci przekazać, że ma...
 - Odszedł? Tak po prostu sobie poszedł?!
Blondyn tylko pokiwał głową. Byłam wściekła. Cholernie wściekła.
Jak mógł mnie zostawić i to właśnie teraz?!
Trzasnęłam drzwiami i wybiegłam na zewnątrz, powietrze pomimo nocy nadal było duszne.
Niewiele myśląc ruszyłam przed siebie. Musiałam pomyśleć.
Znowu utknęłam w miejscu, w momencie kiedy myślałam, że jestem już blisko, znowu się zatrzymałam, nie ja się nawet cofnęłam o kilkanaście kroków w tył.
                 Doszłam do niewielkiego lasku koło wioski. Nie miałam siły iść dalej, rany po spotkaniu z bratem były jeszcze zbyt świeże. Przysiadłam pod jakimś wielkim, lecz suchym drzewem.  Czułam świeży zapach gleby i przyjemną woń lasu.
Nie wiem ile tam siedziałam, na moment nawet przysnęłam.
Nie rozumiałam jak mógł mnie zostawić. Przecież obiecał, że mi pomoże.
A zostawił mnie.
Nie to, żebym do tego nie przywykła, ale po prostu przy nim czułam się bezpiecznie.
To dziwne, ale naprawę myślałam, że może będzie pierwszą osobą, która mnie nie zostawi, że dotrzyma słowa.
Myliłam się... uwierzyłam w słowa człowieka, którego praktycznie nie znałam i zostałam na lodzie.
Zimny powiew wiatru i wrażenie, że jestem obserwowana dały mi znać, że czas już wracać.
Cichy szelest liści za mną i piekący ból w klatce  piersiowej sprawiły, że wiedziałam, że mój brat też tu jest.
                        Kiedy się obudziłam, zaczynało już świtać. Czułam, że mam skrępowane ręce, w dodatku bałam się otworzyć oczy.
Po chwili jednak uchyliłam lekko powieki by ujrzeć ironicznie uśmiechniętego Saburo, który siedział naprzeciwko mnie.
 - Gdzie twoi wybawcy Mitsuki? - Przełknęłam ślinę - Oh, nie ma ich? Zostałaś sama, biedna, mała Mitsuki. - Zarechotał szyderczo  podchodząc bliżej.
To było jak cios w twarz, poczułam, że robię się blada.
Nie miałam siły, żeby ruszyć nawet ręką, a co dopiero, żeby mu odpowiedzieć.
Duchowo i fizycznie byłam wykończona. Zbyt wiele rzeczy się wydarzyło, żebym miała siłę walczyć. Gdyż ostatnio praktycznie tylko jestem atakowana.
 - Zabij mnie więc do cholery!
Znowu odpowiedział mi jego śmiech. Nie wiem co było gorsze to, że zginę, czy to, że uważa moją śmierć jako coś nic nie znaczącego.
Poczułam, że Saburo rozwiązuje mi ręce podciągając do góry.
Zmierzył mnie z wyższością. Wykrzywiłam się z obrzydzeniem.
 - Zabieram cię do ojca. O ile tego dożyjesz..
Nie wiem czy poczułam dziwny chłód ze względu na samo spotkanie z ojcem, czy ze względu na fakt, że znowu będę na niego patrzeć ze świadomością tego co zrobił.
Ale czy gdy powiem, że było mi to już obojętne, nie zabrzmi to zbyt infantylnie?
Może chciałam się z nim spotkać i powiedzieć mu prosto w twarz, że niedobrze mi się robi na jego widok, bo przecież wcześniej byłam przygotowana na śmierć, zanim poznałam Itachiego, ale niby czemu teraz, kres mojego życia mam przyjmować jakoś inaczej?
Ruszyłam koło Saburo z trudnością poruszając nogami. Ból mi jednak nie przeszkadzał, był mi teraz obojętny, może trochę nawet dodawał siły.
Mój brat nic nie mówił, może podświadomie wiedział, że cieszę się na swój sposób na to spotkanie?
A może po prostu nie miał nic do powiedzenia.
Ja nie chciałam o nic pytać, bo o co miałam zapytać? Nie miałam zamiar błagać go o życie, czy o to aby mnie wypuścił.
Po co... byłam po prostu niezapisaną kartką, która na zawsze pozostanie biała.
           
 Każdy, ale to każdy człowiek, który kiedykolwiek zaznał jakieś pozytywne uczucie. Nawet najmniejsze. Zapamięta je na łożu śmierci. Przypomni sobie o nim w najmniej odpowiednim czasie.
 Nawet zły... nawet człowiek, który pozbawił innych ludzi życia. Zaznał go kiedyś, będzie się tego wypierał, unikał -  ale i tak w końcu go zniszczy. Zawładnie. Przeniknie skórę, zmysły, dusze. Będzie w nas, nawet jeśli  nie będziemy o tym wiedzieć.
Nowy dzień otwiera nowe możliwości. Nawet jeśli ten poprzedni był jednym z tych, których pamiętać nie chcemy.

Przypomniałam sobie moment dostania tej misji, pierwsze spotkanie z Itachim.
Nagle coś mnie zakuło. Gdzieś tam w środku rozpaliła się mała iskierka, a w myślach pojawiła się twarz Itachiego.
Jego głos.
Zapach. To wszystko nagle stanęło przede mną, nie pozwalało mi tego tak zostawić.
Czy mam już nigdy nie usłyszeć jego głosu?
Nigdy go już nie zobaczyć?
Nie wiem, dlaczego w takim momencie myślałam o nim, ale nagle nie chciałam umierać.
Nie chciałam, chciałam żyć, po prostu.
Mimo tego, że byłam zła, że mnie zostawił... a może zawiedziona? To chciałam znowu go spotkać, a jak miałam to zrobić skoro będę martwa?!
                  Wyrwałam się z silnego uścisku Saburo, który chyba był równie zszokowany co ja.
Jego usta skrzywiły się w jeszcze większym uśmiechu.
 - Mówiłem ci, że możesz nie dożyć do spotkania z ojcem i właśnie tak się stanie.
Cofnęłam się starając się skoncentrować, byłam wykończona, ale jeszcze trochę chakry mi zostało, może na tyle dużo, żeby uciec przed moim bratem, a jeśli nie, to przynajmniej będę miała świadomość, że jednak nie poddałam się bez walki.
 - Jigo - poczułam, że otacza mnie chłód. Ziemia pod stopami zaczęła wirować. Uśmiechnęłam się pod nosem, może jednak mam trochę więcej chakry. - Druga bariera!
Duży pocisk lodowej kuli, która praktycznie była niewidoczna wystrzeliła w kierunku Saburo, rozprysła się nad nim, zmieniając w świecący pył, który pokrył jego sylwetkę.
 - Nadal jesteś słaba. - Jego prawa rękę zaczęła zamarzać, ale nawet się tym nie przejął.
Z ruchu jego warg mogłam tylko odczytać ,,ame akai*''. Poczułam jak niewidzialna nić oplata moje ciała i rani niczym tysiące kunaii. Nie mogłam się ruszyć w dodatku, byłam cała w krwawych szramach. Saburo wyciągnął kunaia i wolnym krokiem zaczął iść w moją stronę, czułam, że jego jutsu robi się coraz silniejsze, przez co związana nie mogłam już prawie oddychać. Nie miałam jak wykonać pieczęci, nie mogłam się nawet przenieść do Cienia**.
 - Widzisz jednak umrzesz.
Jęknęłam z bólu co tylko wywołało uśmiech na jego twarzy.
 - Zabijesz ją w końcu czy nie? - Głos dobiegł z góry, jakby znajomy, a jednak było w nim coś obcego. Rozejrzałam się po drzewach, jednak obserwator, już zbliżał się w naszą stronę. Smukły, czarnowłosy chłopak, w białej koszuli i czarnych spodniach.
 - Coś ty za jeden?! - Mój brat wyglądał za zdezorientowanego- Zresztą nieważne, zajmę się tobą później.
Czarnowłosy zaśmiał się i przeniósł spojrzenie na mnie.
Zamurowało mnie...
 - Ty... - wychrypiałam - jesteś Uchiha...Uchiha Sasuke.

5 komentarzy:

  1. zapraszam na nowego bloga: http://beautiful----soul.blogspot.com/ gdzie ukazał sie prolog^^ Proszę o komentarze i szczere opinie^^ bo dawno już nic nie pisałam
    INFo: jeśli zostawisz komentarz będę powiadamiać Cię o dalszych notkach na tym blogu^^ pzd Wiwi
    PS: proszę zostawic swój nr GG bo wiele z Was zmieniło swoje nicki^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Nazywam się Nee- chan i po prostu uwielbiam Twoje opowiadanie! Jest takie tajemnicze, pełne akcji, romantyzmu i grozy! To co kocham najbardziej! Przeczytałam całe 11 rozdziałów w 4 godziny i skończyłam o 3 nad ranem! Mimo iż oczy mi się zamykały ze zmęczenia nie potrafiłam oderwać wzroku! Bardzo podoba mi się szablon (mimo, że jest zamazany). Idealnie pasuje do głównej bohaterki. Za to masz duuuży plus ;) Z ręką na serduszku obiecuję, że będę komentować wszystkie notki na które się natknę i regularnie odwiedzała bloga :) Zapraszam Cie również na mojego bloga w tematyce artystycznej moja--fantazja.blogspot.com
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dalszych postępów w pisaniu.
    Papa :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry. Nie bardzo wiem czy chcesz być przeze mnie powiadamiana, ale na wszelki wypadek napiszę. Pojawiła się nowa notka na moja--fantazja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam na razie tylko jeden rozdział Twojego opowiadania, ale to mi wystarczyło, aby zachwycić się Twoim stylem. Postacie są niebanalne, dużo akcji i wszystko jest takie ciekawe. Nie każ długo czekać na następny post. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń