piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 4

   Przepełniona spokojem mogłam na krótką chwilę odetchnąć.
Chociaż dobrze wiedziałam, że będę miała kłopoty - nie wykonałam zadania, przez co wkroczyłam na drogę wojenną z moim ojcem.
Przewróciłam się na drugi bok, czułam że jest jeszcze bardzo wcześnie.
Nie miałam ochoty wstawać, ale dziwny dźwięk uniemożliwił mi zamknięcie oczu choćby na chwilę.
Dzikie stukanie dobiegało zza moich pleców.
Podniosłam się z wielką niechęcią i cichym jękiem by chociaż na chwilę stłumić ten męczący hałas, którego źródłem był Itachi, który uderzał kunaiem o kamienną ścianę.
Usiadłam na trochę niestabilnym krześle naprzeciwko niego, uparcie wpatrując się w zajętego Uchihe.
Siedzieliśmy w milczeniu, ciszę zagłuszał tylko cichy brzęk żelaza.
 - Chyba sama rozumiesz, że nie możesz za długo tutaj przebywać - kiwnęłam głową. Kunai wylądował na stole. Chłopak skrzyżował ręce wpatrując się beznamiętnie w jakiś punkt za mną. - Dlaczego chcesz zabić swojego ojca?
 - Już ci powiedziałam, że albo on albo ja. Poza tym chcę się zemścić za matkę i siostrę, oraz za piekło, które stało się moim życiem - przeniósł spojrzenie na mnie.
 - To czemu go jeszcze nie zabiłaś.
 - To nie takie proste - Itachi westchnął szyderczo.
 - To jest bardzo proste, aż za proste.
 - Czemu więc nie zabiłeś swojego brata? - Przechylił głowę na bok. Wyglądał jakby nie zrozumiał co do niego powiedziałam. -  Zabiłeś wszystkich tylko nie jego.
 - Jest moją pokutą - być może to by mi wystarczyło, ale ja usłyszałam coś jeszcze, w tamtym momencie nie wiedziałam co, ale byłam pewna, że za jego słowami coś się kryje.
 - Co ci da odpowiedź, którą ode mnie otrzymasz, coś zmieni? Sprawi, że postanowisz jednak go nie zabijać?
 - To nie ja postanowiłam go zabić, tylko on mnie. Przecież mówiłam ci, że to mój ojciec planuję moją śmierć. - Byłam wściekła. Zagłębianie się w te sprawy bolało. Uchiha analizował mnie całą. Każde słowo, bawił się ze mną.
 - Nie rozumiem cię Yumeha. - Wstał - jeśli zabijasz, bo musisz, jeśli zabijasz, bo nie masz  innego wyjścia, to jest to co innego niż zabijanie dla własnego widzimisię, ale nie zmienia to faktu, że to wciąż zabójstwo, a ty jesteś przyzwyczajona do takiego życia.
Czułam na sobie ciężar tych słów. Spadający na moje barki.
 - Ile osób już zabiłaś? Ile osób straciło przez ciebie życie?
 - Tyle ile musiało - Itachi niczym kot podszedł do mnie, nachylił się - dzieliły nas milimetry, a moje dłonie paliły się po jego słowach żywym ogniem.
 - Zawahałaś się kiedyś? - Wyszeptał tak cicho, że minęła dłuższa chwila, zanim pojęłam, że to nie moje myśli, tylko słowa.
 - Nigdy - zaśmiał się równie cicho - nienawidzisz go, prawda? - Zacisnęłam pięści.
Czułam całą nienawiść jaka we mnie się zgromadziła przez te wszystkie lata.
 - Posłuchaj - odsunął się. Teraz patrzył mi prosto w oczy, jakby chciał swoimi czarnymi oczami wejść w moje myśli, nie umiałam odwrócić spojrzenia. -  Ja, pokażę ci prawdziwą nienawiść taką, która zabija innych, ale też i ciebie. Jeśli więc nie jesteś na to gotowa - na prawdziwą nienawiść, to nie możesz tu zostać.
Chociaż odpowiedź  była oczywista, upłynęło parę minut zanim coś powiedziałam. Moje życie czy raczej sterta brudu nie miało i tak sensu jeśli nie zagłębię się w to całkowicie.
Tego oczekiwałam od Itachiego i znowu poczułam ulgę. Uśmiechnęłam się.
Byłam gotowa.
 - Nie wyobrażam sobie mojego życia bez nienawiści i bólu Itachi, nie widzę innego wyjścia, bo jego po prostu nie ma.
Uchiha także się uśmiechnął.
Czy byliśmy zbudowani z tej samej gliny? Czy byliśmy podobni?
Tego do tej pory nie wiem, ale oboje byliśmy skazani na samotność.
           


                 Było wczesne popołudnie siedzieliśmy naprzeciwko siebie w milczeniu. Żadne nie mogło się przełamać żeby się odezwać, chociaż uwielbiałam ciszę teraz przeszkadzała mi.
Miałam tysiące pytań, chociaż żadnego nie umiałam wypowiedzieć.
Zerknęłam na Itachiego, nawet nie zauważyłam, że mi się przygląda.
Oparł się na ręce i z przechyloną głową wpatrywał się we mnie, chociaż to wyglądało bardziej jakby czytał we mnie
 - Jesteście tacy podobni - uniosłam brwi - owładnięci żądzą zemsty, ale wciąż zbyt małą, aby coś zrobić.
 - O czym ty mówisz ? - Odwrócił spojrzenie i pokręcił głową. - Nieważne.
 - Phh... - walnęłam pięścią w stół Itachi odsunął się niepewnie, być może dlatego, że się przestraszył tego, że mogę się na niego rzucić lub po prostu dlatego, że byłam za głośno -  jeśli się na kogoś gapisz i mówisz od rzeczy, wypada potem co nie co wyjaśnić, nie uważasz!? - Spojrzał na mnie zaskoczony, nie wiem czy bardziej faktem, że dziewczyna, którą przygarnął potrafi być sarkastyczna, czy dlatego, że ktoś się domaga od wielkiego Uchihy wyjaśnień i po jego ignoranckim spojrzeniu nadal nie daje za wygraną. No cóż ja od dziecka miałam lekko wybuchowy temperament.
Zlustrował mnie spojrzeniem i z miną roztargnionego poety wstał i podszedł do szafki.
Ja natomiast syczałam z gniewu i to dosłownie. Przygryzłam wargę tak mocno, że aż poleciała z niej krew.
 - U-chi-ha - walnęłam pięścią w stół, on nawet nie spojrzał - U-chi-ha - powtórzyłam to ponownie, niestety dalej bez reakcji. - Co miałeś na... - rozgniewane spojrzenie Itachiego zamknęło mi usta. Zdenerwowany  podszedł do mnie, przez chwilę myślałam, że mnie uderzy, ale on tylko krzyknął:
 - Wychodzę! - odskoczyłem tak gwałtownie, że prawie spadłam  krzesła - a ty - spojrzał na mnie rozeźlony - nigdzie się nie ruszaj.
Pokiwałam tylko głową. I tak nie umiałabym wykrztusić nic z siebie.
Rozejrzałam się po niezbyt przestronnym pomieszczeniu i pierwszy raz poczułam, że naprawdę jestem wolna. Chociaż dźwigałam na swoich barkach wiele trosk, a wypełniona byłam złością - to była wolność.
Wyciągnęłam wszystkie trzy opaski i położyłam je na stół.
 - Nie potrzebuje już was - postanowiłam się ich pozbyć.
Zniszczyć jakikolwiek dowód na to, że należałam do którejś z tych wiosek.
Usunąć wszelkie wspomnienia i ślad po sobie - stać się iluzją...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz