piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 5

     Siedziałam w samotności na materacu otoczona głuchą ciszą.  Zanurzałam się w niej powoli, aby móc się nią wystarczająco nacieszyć. Uwielbiałam ciszę, sprawiała, że nie musiałam skupiać się na tych wszystkich problemach. Nie musiałam myśleć o moim ojcu, nie musiałam myśleć o niczym. Po prostu tkwiłam w niej, zwieszona pomiędzy rzeczywistością a iluzją. Lubiłam ten stan, kiedy zamykałam oczy i widziałam ciemność, a słychać było tylko mój powolny oddech.
Lubiłam też samotność - byłam do niej przyzwyczajona. Zresztą inny ludzie tylko mi przeszkadzali. Nie wnosili nic do mojego życia. Zastanawiałam więc się jak to będzie z Uchihą, który no cóż, jakby na to nie patrzeć od teraz stał się moim towarzyszem...?
Miałam nadzieję, że nie pozabijamy się nawzajem, gdyż odniosłam wrażenie, że on też nie przepada za towarzystwem innych osób.
Od jego wyjścia minęły jakieś 3-4 godziny. Nie miałam za dużo do roboty, właściwie nic, zaczęłam więc analizować powoli to wszystko co się wydarzyło odkąd opuściłam Konohe i spotkałam czarnowłosego.
Wróciłam do tego dziwnego spotkania z blondynem i do tego co zobaczyłam w jego oczach - czy był to ból? Tęsknota? Dlaczego to wydało mi się tak znajome, chociaż byłam pewna, że Uzumaki - jak sam się przedstawił - nie był taki jak ja, nie chciał zemsty.
Jak dla mnie wszyscy mieszkańcy Liścia byli po prostu dziwni.
Zaczął mnie zastanawiać również młodszy brat Itachiego - Sasuke i to dlaczego opuścił wioskę. Czy to jest jakoś związane z Itachim?
W końcu jego starszy brat zabił jego rodzinę. Ja na jego miejscu szukałabym zemsty...
Czy to jest właśnie powód? Czy to dlatego Sasuke odszedł z wioski?
Ach, powody, powody i idące za nimi konsekwencje wyborów.
Znużona zagłębianiem się w te wszystkie sprawy podeszłam do stołu i wzięłam leżącego na nim kunaia Itachiego i poprzecinałam symbole wiosek na ochraniaczach. To było głupie, dziecinne, ale poczułam niezmierną satysfakcję, kiedy patrzyłam na zarysowane opaski. I tak nigdy nic mnie nie łączyło z którąś z tych wiosek a ochraniaczy chciałam się pozbyć.
Postanowiłam pomyśleć nad tym co dalej. W końcu kiedyś rzeczywistość uderzy we mnie.
Jeśli dokonam zemsty, co będzie potem? Oczywiście jeśli przeżyje.
Jeśli to zrobię, to wtedy powód mojego życia się skończy.

   

       Obudziło mnie głośne skrzypnięcie drzwi i prawie bezgłośne kroki Itachiego. Otworzyłam oczy. W pomieszczeniu panowała ciemność, jednak potrafiłam zobaczyć Uchihe. To jedna z moich zalet: miałam lepszy słuch, wzrok niż inny, nawet mój węch był bardziej wyostrzony niż u innych shinobi. Pewnie dlatego, że waruki w jakich się wychowywałam były takie a nie inne, a dokładniej po prostu ciężkie.
Itachi podszedł do krzesła i położył na nim swój płaszcz.
Potem usiadł i zaczął się wpatrywać przed siebie. Wyczuwałam, że jest zmęczony, utwierdziło mnie w tym ciche pokasływanie.
 - Wiem, że i tak nie śpisz - usiadłam opierając się o zimną ścianę. Przebiegł mnie nieprzyjemny dreszcz. Jego oczy błyszczały w ciemnościach.
Podeszłam do niego i spoczęłam na tym wadliwym krześle, naprzeciwko niego. Nie to, że potrzebowałam jego obecności, czy rozmowy, zrobiłam to spontanicznie.
 - Wyglądasz na zmęczonego. - Westchnął cicho, jakby rozbawiony tym co powiedziałam.
 - Od kiedy martwisz się o innych? - Zmarszczyłam brwi, zdenerwował mnie lekko jego ton.
 - Phh, nie musisz być taki zgryźliwy. - Odwrócił wzrok, jakby chciał zignorować moje słowa. Chciałam mu powiedzieć, że jest cholernym, zadufanym w sobie cwaniakiem, ale jakoś nic w tamtej chwili nie mogło przejść przez moje gardło.
 - Pójdę zapa...
 - Nie - przerwałam mu, Itachi usiadł z powrotem -  nie przeszkadza mi ciemność. Lubię ją. - Przybliżył się do mnie, tak, że czułam jego oddech na policzku. Słyszałam jak cicho oddycha i słyszałam powolne bicie jego serca. Czułam jego delikatny zapach przedzierający się do mnie.
Poczułam jak zaczynają mi się jeżyć włosy na karku. Miał dziwny wzrok. Zacisnęłam pięść, paznokcie wbiły się w moją skórę prawie ją przebijając. Lekki szum w uszach i zawroty głowy sprawiły, że zaczynałam podejrzewać, że coś jest nie tak, że Uchiha próbuje  na mnie swoje Kekkei Genkai. Ale przecież nie ma włączonego sharingana.
Ledwo mogłam oddychać.
Cholera. Moje serce przyspieszyło.
Przejechałam paznokciami po skórze tak, że spłynęła krew, ból i  metaliczny zapach  sprawił, że wróciłam do normy, a zawroty ustały.
Opadłam zdenerwowana na krzesło dysząc.
 - Interesująca z ciebie osoba Yumeha - zerknęłam na niego, jego czerwony sharingan połyskiwał. A jednak.
 - Co ty... co ty do cholery wyprawiasz? - Byłam wściekła, ale nie miałam siły krzyczeć.
 - Naprawdę interesująca z ciebie osoba. Nie tak łatwo złapać cię w iluzję, już prawie cię miałem kiedy się zorientowałeś.
 - O co ci chodzi Uchiha? - Wysyczałam zdenerwowana, zbliżył się do mnie na odległość kilku milimetrów. Jego oczy znów były czarnego koloru.
 - Słyszałem kiedyś plotki, że co jakiś czas w twoim klanie rodzi się osoba o niezwykłych zdolnościach - zapadła cisza -  a mianowicie nie tak łatwo rzucić na nią Dojutsu*.
 - Hę? - Wypaliłam - o czym ty mówisz ?- Westchnął cicho, odgarniając opadające kosmyki włosów.
 - Chodzi mi o to, że kiedy próbowałem wejść do twojego umysłu, ty się zorientowałaś i skutecznie mnie odparłaś - spuściłam głowę, analizowałam jego słowa. Ja miałabym być odporna na jego sharingan? Nie... miałabym być odporna na wszelkie oczne techniki? Spojrzałam na szramy po moich paznokciach i wciąż płynącą z niej krew, otarłam ją, wciąż czując jej unoszący się zapach.
 - Mój ojciec, ani nikt inny nigdy o czymś takim nie wspominał. - Itachi przekrzywił głowę, mrucząc cicho. - Skąd ty o tym wiesz?!
 - Nieważne. - Zapadła cisza, której oboje chcieliśmy.
               

     Wpatrywałam się w moje bitewne i nie bitewne blizny, tyle wspomnień jest wypisanych na samych moich rękach. Tyle przelanej krwi za pomocą mojej katany.
Nawet już nie wiem ile osób zabiłam. Nigdy się nie zastanawiałam nad tym, czy potrzebna była śmierć ich wszystkich, czy zabijałam ich bo po prostu tak było łatwiej.
Nie. To mnie nie obchodzi i nigdy nie obchodziło. Zabijałam, bo musiałam, jeśli bym się zawahała, to oni zabili by mnie. Taki jest los shinobi i taka jest moja ścieżka życia - pokryta krwią i wyścielona ciałami nieżywych przeciwników.
Uniosłam głowę, Itachi także nad czymś dumał, bo był nieobecny.
 - Jak się czułeś po tym jak... - spojrzał na mnie tym swoim przenikliwym spojrzeniem, lecz nie ze złością.
 - Po tym jak wymordowałem swój klan? - Przytaknęłam. Znów nastała cisza. Itachi zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu, wyglądał jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.
Oparłam się na rękach i zaczęłam cicho nucić piosenkę z mojego dzieciństwa. Spojrzał na mnie, zza zasłony swoich długich i równie ciemnych co oczy rzęs.
 - To zawsze śpiewała mi moja matka, jak nie mogłam zasnąć. Z biegiem czasu słowa zaczęły wylatywać mi z głowy. Wiem, że zaczynało się od ''W głębokim, powolnym niebie…'' ale... potem nie wiem co było. Próbuje sobie przypomnieć, ale jakoś nie mogę.
 - Pustkę - spojrzałam na niego zdziwiona - czułem pustkę, która z dnia na dzień się powiększała. - Oboje spuściliśmy głowy.
Itachi cicho zakaszlał, potem znowu zamknął oczy. Ja znowu zaczęłam nucić, powtarzając w kółko słowa, które jako jedyne z całej piosenki zostały w mojej głowie.
           

     Uchiha wstał z krzesła założył płaszcz i pociągnął mnie za sobą.
Wzięłam szybko jakieś okrycie i zanim zdążyłam coś powiedzieć byliśmy już na zewnątrz. Noc był stosunkowa chłodna, w dodatku wiał lekki wiatr. Itachi prowadził mnie w głąb lasu. Ja bez słowa szłam za nim rozglądając się na boki.
 - Musisz zapoznać się z okolicą, skoro... - przerwał na chwilę - yhym... skoro mamy ze sobą przebywać przez jakiś czas. - Parsknęłam cicho, to zabrzmiało naprawdę, śmiesznie.
 - Mogłeś mi to po prostu powiedzieć, a nie ... zresztą. - Przewróciłam oczami i podreptałam za nim mamrocząc pod nosem. I tak nie zwracał uwagi na to co mówiłam, więc nie miało sensu wysilanie się na kazanie o tym, że nie można tak po prostu kogoś wyciągnąć  w nocy na dwór i bez jego zgody prowadzić do ciemnego lasu.
Doszliśmy do niewielkiej polany z równie niewielkim pagórkiem. Czarnooki rozścielił swój płaszcz i usiadł na nim.
Uniósł głowę i zaczął wpatrywać się w niebo - była pełnia, okrągły księżyc połyskiwał swoim srebrzystym światłem na granatowym niebie. - Jego długie, czarne włosy powiewały beztrosko na wietrze.
Kiedy tak siedział wydawał się całkiem innym człowiekiem. Kątem oka dostrzegłam u niego lekki uśmiech.
Ściągnęłam swój płaszcz i  rozścieliłam go koło Uchihy. Nie zaprotestował więc usiadłam.
 - Często tu przychodzisz? - Pokręcił głową. Przeniósł spojrzenie, na blizny na moich rękach.
 - Pamiątki po walkach - pokiwał lekko głową - mam ich pełno. - Nie wszystkie było po stoczonych pojedynkach, ale tę część ominęłam.
Chwycił moją rękę i zaczął się przyglądać bliznom zdobiące moje przedramię i resztę ręki, do czasu aż jego wzrok napotkał  symbol mojego klanu mieszczący się na moim ramieniu - czarny kwiat przypominający lotos z opadłymi płatkami, w tle półksiężyc, a wokół niego szramy, które zrobiłam kiedyś kunaiem.
To było dziwne, nawet ja muszę przyznać, że oglądanie czyiś blizn nie klasyfikuję się do normalnych czynności, ale cóż on był osobą, która wymordowała swój klan, a ja byłam sadystką, która lubiła patrzeć na cierpienie innych i sama je sobie zadawać - oboje nie byliśmy normalni. Ciekawa mieszanka. Miałam ochotę się roześmiać... i sama nie wiem kiedy to zrobiłam, to było silniejsze ode mnie, Itachi nawet nie zareagował na mój szaleńczy śmiech, który potoczył się echem. Nadal był skupiony na czarnym kwiecie.
 - Zgaduję, że to znak twojego klanu? - Przytaknęłam z lekką odrazą.
 - Yumeha znaczy senny kwiat. Każdy z Yumeha w dniu swoich narodzin ma wypalany to znamię. Kiedy ktoś z nas zdradzi zabija się go. - Otworzył usta na słowo ''zabija'', po czym przygryzł lekko wargi.
 - Twoja matka i siostra zostały zabite, bo zdradziły klan? - Wzięłam głęboki oddech, rozdrapywanie tak bolących i krwawych ran nawet dla mnie było wyczerpujące. Wyjęłam rękę z jego uścisku i położyłam się na ziemi. Spojrzałam na błyszczący nade mną księżyc.
 - Nie - odparłam po chwili - nie dlatego, że nas zdradziły - zamknęłam oczy, przywołałam obraz, martwej, pokrytej ranami matki, leżącej w kałuży własnej krwi, a parę metrów dalej ciało siostry - mój ojciec należy do ludzi, którym się nie odmawia. Moja matka nie tolerowała jego filozofii, sprzeciwiała się jej głośno, a to... to mogło zaszkodzić wizerunkowi twardego i bezkompromisowego przywódcy klanu. Mój ojciec po prostu je uciszył, chciały odejść i zabrać mnie ze sobą, ale on na to nie pozwolił, w końcu mogły zdradzić największe tajemnice klanu. Zabił je. Oczywiście nie zrobił tego szybko i bezboleśnie... nie, on musiał sprawić, aby poczuły jego gniew, aby zrozumiały, że z Yumeha się nie odchodzi. A mój brat, nawet nie protestował. - Zapadła krępująca cisza, a może po prostu każde z nas wolało się nie odzywać tylko wpatrywać w niebo, chociaż przez chwile poczuć się beztrosko.
Sama nie wiem dlaczego to powiedziałam. Nie poczułam się przez to lepiej, za to zaczęłam nienawidzić ojca jeszcze bardziej.
       

      Wiatr  smagał mnie delikatnie po moich płonących policzkach rozwiewając niesfornie włosy. Wpatrywałam się w ciemne niebo, leżąc koło zamyślonego Itachiego.
Myślałam o tysiącach nieistotnych rzeczy, gdyż chciałam wyprzeć chociaż na chwilę obraz zmasakrowanego ciała matki.
Zamknęłam oczy... pragnęłam przenieść się do innej rzeczywistości, znowu zawisnąć pomiędzy prawdą a iluzją.
Nagle poczułam, że Itachi kładzie się koło mnie, jego długie włosy musnęły mnie w rękę, poczułam delikatne mrowienie i odruchowo przyciągnęłam ją do siebie niechcący zahaczając o jego dłoń.
 - Yhym, przepraszam. - Wybąkałam lekko speszona tą dziwną sytuacją -
no cóż jest środek nocy, a my leżymy koło siebie pod gołym niebem, na jakieś pagórkowatej polanie, otoczonej lasem. Co jest jeszcze dziwniejsze było mi naprawdę przyjemnie. Otworzyłam oczy i zerknęłam dyskretnie na Uchihe - wyglądał jakby spał.
Ponownie zamknęłam oczy otulona przyjemnie muskającym mnie wiatrem.


     - Yumeha - poczułam, że ktoś mnie szturcha. Machnęłam ręką, aby go odpędzić i obróciłam się na drugi bok - wstawaj! Słyszysz?! - Zignorowałam tego natarczywca i postanowiłam spać dalej.
- Yumeha! - Cholera, czy on musi mi się wydzierać nad uchem - bo cię tu zostawię.
 - A zostaw mnie, tylko daj mi już spokój. Zawinęłam się w coś czym byłam przykryta i zaczynałam zasypiać, kiedy poczułam, że ktoś mnie podnosi.
 - Aaaa! - Walnęłam z całej siły pięścią w czyjąś twarz. Otworzyłam oszołomiona oczy i ujrzałam niezbyt zadowoloną twarz Itachiego, który najwyraźniej nie chcąc mnie upuścić na ziemię pozwolił sobie przyłożyć - tak trzymał mnie na rękach! Rozejrzałam się zdezorientowana i zobaczyłam, że jesteśmy na polanie, widocznie przysnęło mi się.
 - Itachi? - Zamrugałam oczami - co ty robisz? - Ześlizgnęłam się na ziemię oddając mu płaszcz, w który byłam zawinięta i ubrałam się w swój.
 - Próbowałem cię obudzić - jego zimny ton wskazywał na to, że jednak przejął się tym ciosem, którego dowodem było zaczerwienienie na policzku  - Ale tylko coś mamrotałaś  i zawinęłaś się w mój płaszcz, więc...
 - No tak - przerwałam mu - nie chciałam cię uderzyć, wybacz - pokiwał tylko głową i zszedł z pagórka. - Westchnęłam, naprawdę głupia sytuacja.
 - Następnym razem oddam. - Tak, to bardzo miłe! Następnym razem nie bierz mnie bez pozwolenia na ręce, Uchiha! Ale nie wykrzyknęłam tego, wolałam, nie dawać mu jeszcze więcej powodów do zabicia mnie.
Pobiegłam za nim nie chcąc się zgubić w tym gąszczu.
Czułam, że nie będzie mi z nim łatwo... hym... będzie cholernie ciężko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz