piątek, 27 lipca 2012

Rozdział 7

     Czekałam na ten moment, kiedy w końcu stąd pójdziemy. Do południa zostało kilka godzin, a ja i tak od rana nie mogłam znaleźć sobie miejsca.
Itachi ze spokojem śledził każdy mój ruch, chociaż w niektórych momentach wydawało mi się, że rozmyśla nad czymś.
 - Cholera! - Chłopak dyskretnie przeniósł na mnie wzrok - czemu ten czas leci tak wolno!
Usiadłam na krześle cicho wzdychając. Nie lubiłam czekać, nie należałam do najcierpliwszych ludzi na świecie. Chciałam coś powiedzieć, ale kiedy zobaczyłam obojętną minę Uchihy, odechciało mi się. Zamknęłam oczy i wróciłam do wydarzeń z wczorajszego dnia. Poczułam ucisk w żołądku. Szydercze, wręcz nienawistne spojrzenie Saburo przeszywało mnie na wskroś. Moje serce zaczęło bić tak szybo, że poczułam falę gorącą przepływającą przez moje ciało.
Ukryłam twarz w dłoniach i próbowałam się uspokoić oraz wymazać z myśli twarz brata.
Jego słowa wciąż pobrzmiewały mi w głowie, próbowałam odpędzić to od siebie.
 - Yumeha, dobrze się czujesz? - Głos Itachiego wyrwał mnie z niechcianego letargu. Otworzyłam z wysiłkiem oczy. Czarne tęczówki wpatrywały się we mnie, jednak nie zobaczyłam w nich nic oprócz pustki. Być może nie umiałam nic innego dostrzec.
Przełknęłam ślinę, czując wciąż narastającą gulę w gardle, która blokowała każde słowo, które chciałam wypowiedzieć. Pokiwałam tylko głową, nie mogąc nic z siebie wydusić.
 - Muszę na chwilę wyjść - czarnowłosy skinął tylko.

Kiedy wróciłam Itachi był już gotowy do drogi, ja wzięłam tylko swoją katanę, płaszcz i niewielki ekwipunek w postaci paru kunaii i shurikenów.
Wędrowaliśmy przez gęsty las.
Powietrze w lesie było o wiele bardziej świeże i jakby chłodniejsze, w tle było słychać cichy szelest liści pod naszymi stopami.
 - Gdzie my właściwie idziemy?
 - Na obrzeża Iwagakure. - Ponownie zapadła cisza.
Czułam ogromny ciężar, pulsujący i wciąż przybierający na sile. Wlekłam się za Itachim, który wydawał się nie zwracać na mnie uwagi.
Ukradkiem zerkałam na idącego chłopaka. Ten sam wyraz twarzy, nie mówiący mi nic, czysta obojętność.
Co się kryje za tą maską Itachi?
Wiedziałam, że coś go gryzie, widziałam to po jego oczach... poznałam po głosie.
Chociaż był już taki kiedy go spotkałam, po prostu wiedziałam, że coś jest nie tak.
Czy zabicie rodziny odcisnęło na nim aż takie piętno?
Itachi, czy ty jesteś teraz tylko pustą skorupą, niezdolną do uczuć?
Podeszłam do niego i niespodziewanie złapałam za rękę.
Zatrzymał się - staliśmy tak nie patrząc na siebie ze spuszczonymi głowami.
Jego zimna, delikatna dłoń przez chwilę chciała zwolnić uścisk, ale złapałam go jeszcze mocniej.
Czarne oczy zostały zasłonięte przez kosmyki opadające na twarz.
 - Itachi - powiedziałam cicho, nie spojrzał na mnie - opowiedz mi o Sasuke - nawet nie drgnął. Po prostu stał tam, a ja trzymałam go za rękę, czułam jak ze złości zaciska ją jeszcze bardziej. Taksowałam go uważnie wzrokiem, ale nie umiałam go odczytać, nadal był nieodgadniony. Tajemniczy. Niedostępny.
Puściłam jego dłoń, Uchiha spojrzał na mnie. Poczułam jego silne ręce zaciskające się na moich ramionach. Był wściekły. Myślałam, że znowu mnie uderzy.
 - To nie twoja sprawa - wysyczał - nie wtrącaj się w nic co dotyczy mojej przeszłości jeśli ci na to nie pozwolę, rozumiesz?! - Uśmiechnęłam się szyderczo, ale on po prostu odszedł, nie czekając na mnie.
 - Dupek!
Itachi, czy wiesz, że tamtego dnia pierwszy raz spojrzałeś na mnie inaczej niż z obojętnością?

     Zrobiło się już ciemno, więc postanowiliśmy się zatrzymać chociaż do Iwa mieliśmy jeszcze daleki kawał drogi, uznaliśmy, że trzeba odpocząć. Itachi bez słowa rozpalił ognisko i wyciągnął jedzenie.
Usiadłam koło ognia, jednak zachowałam lekki dystans.
Zerknęłam na niego - nadal nie wyglądał dobrze.
Ciche pokasływanie utwierdziło mnie w tym, że nie czuje się dzisiaj najlepiej.
Nagle zobaczyłam na jego dłoni krew, rzucił mi przestraszone spojrzenie i wytarł rękę. Nie pytałam o nic, kazał mi nie wnikać, dostosowałam się więc do tego. Spuścił głowę i gapił się w palący ogień. Poczułam napływające zmęczenie, opatuliłam się płaszczem i zamknęłam oczy.
Szłam ciemnym korytarzem, wokół mnie unosił się zapach krwi. Moje nogi drżały. Bałam się tego co zobaczę w ostatnim pokoju, do którego zmierzałam. Stanęłam przed dużymi drzwiami, naciskając lekko na klamkę - moje serce przyspieszyło, a w oczach pojawiły się łzy... widziałam jak przez mgłę, podbiegłam do leżącej na środku pokoju martwej matki.
Słyszałam tylko swój krzyk, a potem odciągającego mnie od jej ciała ojca, śmiejącego się.
Obudziłam się zlana potem, ciężko dysząc, spojrzałam na zdziwionego czarnowłosego, który nie spał.
Serce waliło mi jak oszalałe. Przełknęłam głośno ślinę i chwiejnym, niestabilnym krokiem poszłam w kierunku płynącej nieopodal rzeczki.
Przemyłam twarz wodą. Czułam się okropnie. Wszystko wewnątrz mnie paliło, w dodatku kiedy tylko zamknęłam oczy widziałam zakrwawione ciało matki i zadowoloną, wręcz szaleńczą minę ojca.  Jeszcze raz zanurzyłam ręce w wodzie, mając nadzieje, że chłód przyniesie ukojenie. Poczułam, że ktoś za mną stoi.
 - Dobrze się czujesz?
 - Nieważne - rzuciłam mu obojętne spojrzenie i wróciłam do naszego miejsca, usiadłam przy tlącym się lekko ognisku. I tak bym już nie zasnęła.
Itachi usiadł koło mnie nic nie mówiąc. Czułam, że mi się przygląda.
 - Nie potrzebuję fałszywej troski.
 - Nie troszczę się o ciebie.
Nieobecnym wzrokiem spojrzałam w niebo, milion gwiazd, jaskrawym światłem zaznaczało na nim swoją obecność.
 - Wyjątkowo ładne niebo dzisiaj.
 - Tak... wyjątkowo ładne. - Zerknęłam na jego rozmarzoną minę i się zaśmiałam. Popatrzył na mnie, nie wiem czy bardziej zdziwiony, czy zaskoczony, ale w tamtym momencie, wydawał się zupełnie innym człowiekiem.
Coś prawdziwego, czy to właśnie to kryło się pod maską obojętności Itachiego?

     Jego jedwabiste, długie włosy powiewały na wietrze. Wyglądał inaczej niż zwykle.
Poczułam dziwne ciepło. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Położyłam się na ziemi i spojrzałam w górę, niebo naprawdę było wyjątkowe.
Dlatego tak bardzo lubię noc.
Uchiha położył się koło mnie, zupełnie jak tamtego wieczoru.
 - Wiesz - zaczęłam - ja naprawdę nie mam wyjścia.
 - Wiem...
Już nic więcej nie mówiliśmy, chyba oboje potrzebowaliśmy chwili spokoju i wytchnienia. Tym bardziej, że może być coraz ciężej.

     Wschodzące słońce próbowało przebić się przez moje powieki, uderzało prosto w nie, jakby chciało mi dać znać, że już czas się obudzić. Otworzyłam więc leniwie oczy zasłaniając je ręką przed nacierającymi na mnie promieniami słonecznymi. Podniosłam się lekko ziewając. Był ciepły poranek. W powietrzu unosił się zapach porannej rosy.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Itachi już nie spał, rzucił mi krótkie spojrzenie i podał miskę z jedzeniem.
 - Niedługo wyruszamy - przytaknęłam i zabrałam się za posiłek. Coś co chyba miało przypominać ramen, wyglądało jak rozgotowane wnętrzności kota.
Nie chciałam  jednak negować zdolności kulinarnych Itachiego, bo sama byłam jeszcze gorsza.
Przełknęłam ostatnią porcję, czując jak przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele.
Wystarczająco zaspokoiłam głód, który doskwierał mi już od wczorajszego wieczora.
Mimo, że zupa była lekko przesolona dało się ją zjeść. Rozprostowałam się, rozciągając na wszystkie strony, ściągając przy tym uwagę towarzysza, który tylko kręcił z dezaprobatą głową.
Postanowiłam się trochę odświeżyć. Poszłam w kierunku rzeczki.
Nachyliłam się nad krystalicznie czystą wodą, która obijała się z lekkością o wystające kamienie. Zanurzyłam ręce w zimnej wodzie i przemyłam twarz. Miałam ochotę wejść do wody cała, ale na dalszą poranną toaletę nie było po prostu czasu i nie chciało mi się wysłuchiwać pogadanki Uchihy.
Kiedy wróciłam czarnowłosy gromił mnie wzrokiem. Wyszczerzyłam się do niego, postanawiając nie zwracać większej uwagi a jego fochy.
 - Możemy już iść? - Itachi zmrużył gniewie oczy, jeszcze bardziej się we mnie wpatrując, to musiało kosztować go wiele wysiłku, gdyż poczerwieniał  lekko. - No to możemy? - Chłopak przewrócił oczami, cicho wzdychając, na szczęście ruszył przed siebie. Wykrzywiłam się mu lekko zrównując z nim krok.
Przemierzaliśmy leśne gęstwiny, ocierając się o wystające gałęzie, które najwyraźniej obrały sobie za cel uprzykrzanie mi wędrówki.
Wszystko mnie swędziało i byłam cała podrapana, w dodatku mój jedyny towarzysz wyraźnie się ze mnie wyśmiewał.
Mruczałam pod nosem coraz to bardziej wymyślne przekleństwa pod jego adresem.
 - Aaa! - Mój głos potoczył się echem przez las, Itachi rzucił mi markotne spojrzenie, zatrzymując się - dłużej tego nie wytrzymam! Słyszysz?! Mam dość. - Stanęłam z buntowniczą miną, krzyżując ręce na piersi. Chłopak wypuścił z impetem powietrze, ponowie ruszając.
Stałam tam przez parę minut widząc wciąż oddalającą się sylwetkę Uchihy.
Dupek. Dupek. Dupek.
Podbiegłam do niego lecz trzymając lekki dystans, byłam naprawdę wkurzona.
Itachi tak jak zwykle nie przywiązywał do mnie większej uwagi, ignorując w dość zauważalny, wręcz chamski sposób.
 - Dupek, dupek, dupek! - nagle się zatrzymał, przestraszyłam się lekko, gdyż pomyślałam, że chce mnie udusić za to co przed chwilą powiedziałam - czemu stanąłeś? - Jego oczy błądziły wkoło, jakby szukał czegoś. Rozejrzałam się, ale nic istotnego nie zauważyłam, zacisnęłam powieki koncentrując się. Poczułam silą chakrę Itachiego - musiał włączyć sharingana -  i żywą, przebijającą się do mnie, nie znaną mi energię.
 - Ktoś nas śledzi? - Itachi skinął lekko, jednak nie wyglądał na przejętego. Usłyszałam szelest liści, obróciłam się szukając źródła hałasu. Z oddali, zobaczyłam zbliżającą się w naszym kierunku nieznaną sylwetkę. Zacisnęłam instynktownie dłoń na katanie. Przysunęłam się do mojego towarzysza, który przechylił  głowę i lekko nieprzytomnym wzrokiem chłonął nadciągającą postać. Przełknęłam ślinę czując jak moje serce przyspiesza.
 - U-chi-ha - dotarł do mnie głos nieznajomej osoby, która stała oddalona od nas o kilka metrów, jakby nie chciała podchodzi bliżej, z obawy przed kekkei genkkai. Ubrana była w ten sam płaszcz, który spoczywał na dnie plecaka Itachiego. Postać miała długie jasne włosy, opadającą na jedno oko grzywkę, zadziorne spojrzenie i delikatne rysy twarzy oraz wątłą budowę ciała.- Zalazłeś sobie nową partnerkę? - Znajomy Uchihy mierzył mnie wzrokiem, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem.
 - Co ty tutaj robisz Deidara? - Itachi wydał się lekko znudzony, wyłączył nawet sharingana.
 - Słyszałem od Lidera, że na jakiś czas poprosiłeś o zawieszenie zadań w organizacji, więc...
 - Zaraz - wypaliłam lekko zdziwiona, przerywając owemu Deidarze - to wy jesteście z jednej organizacji?! - Blondyn zamrugał oczami a potem parsknął z niechęcią w moją stronę. Przypomniałam sobie zwój z członkami Akatsuki i żadnego Deidary tam nie było.
 - No raczej - westchnął kręcąc przy tym głową, podszedł do nas bliżej, właściwie to do mnie, bo na swojego kolegę starał się nie zwracać większej uwagi.
 - A tak w ogóle to kim ty jesteś - dźgnął mnie lekko w bark i zbliżył się nachylając, tak aby Itachi nie słyszał, poczułam od niego przyjemy zapach wanilii. Miał niezwykłe oczy, intensywnie niebieskie niczym ocean lub dzisiejsze niebo. Z bliska według mnie przypominał dziewczynę, być może to ta jego fryzura i nienaganna cera - jesteś laską Uchihy?! - Wybuchłam śmiechem. Itachi spojrzał na nas dziwnie, widocznie musiał słyszeć o czym mówimy.
 - Zwariowałeś? Ja, jego dziewczyną? - Deidara pokiwał głową, drapiąc się po twarzy.
 - No tak... - powiedział to tak jakby zdał sobie sprawę, że Itachi nie nadaje się na niczyjego chłopaka - więc to nadal nie wyjaśnia czemu jesteś z Uchihą - westchnęłam cicho. Przecież nie będę się mu spowiadać. Oddaliłam się od niego i stanęłam koło czarnowłosego.
 - Deidara - blondyn spojrzał na nas - czego chcesz? - Itachi wpatrywał się na lekko zniecierpliwionego chłopaka, który uśmiechnął się przebiegle. Poczułam, że zalewa mnie pot, nie podobał mi się sposób w jaki na mnie patrzył. Cofnęłam się machinalnie przygotowując się do ucieczki, sekundy mijały a chłopak nadal milczał...
Czułam, że zbliżają się kłopoty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz